Saturday, June 29, 2013

Ile dzieci urodzonych w mieście zostaje rolnikami?

System edukacji jest tak skonstruowany, by najwyżej punktować języki i matematykę, a najniżej plastykę, muzykę czy sport. A niby dlaczego? Założę się, że o wiele więcej  osób pracuje w sektorze manualno-twórczo-muzycznym niż w sektorze humanistyczno-ekonomiczno-numerycznym.

Większość szkół standaryzuje według tej miary i nie chce się dowiedzieć w czym jesteśmy dobrzy. Wiem o czym mówię, bo chodziłam do czterech różnych szkół, w trzech różnych krajach.

Gdyby nie inspirujące doświadczenie studiów wyższych, a nawet, bardziej istotne od tego, krąg przyjaciół, który wtedy się stworzył, weszłabym na rynek pracy z podciętymi skrzydłami i bez podstawowej wiedzy jak się po nim poruszać by przeżyć. Mimo istotnych dydaktycznych różnic, żadna ze szkół przed uniwersyteckich nie wydobyła moich talentów, nie wiedziałam w czym jestem dobra.


A każdy ma talent, tyle że większości wbito do głowy przekonanie, że nie ma czego szukać.

Teraz wydaje mi się, że nie chodzi o to by jedynie znaleźć pracę i przeżyć, ale żeby odpowiednio wcześniej dowiedzieć się czegoś o sobie. I szukać takiej kariery czy zajęć, które nas dopełnią i uskrzydlą. Dużą rolę odgrywa tu szkoła, która powinna inspirować, poszerzać horyzonty i promować kreatywność. Oprócz algorytmów, uczniowie powinni wiedzieć jak działa teatr, odwiedzić gospodarstwo wiejskie, chodzić na lekcje tańca, znać podstawy zdrowego odżywiania i oczywiście czytać lektury – nie bryki.

No i najważniejsze, szkoły powinny odejść od sytemu karania za nieprawidłowe odpowiedzi. Jedyną konsekwencją negatywnej oceny jest strach przed popełnieniem błędu czyli zaniechanie spróbowania czegoś nowego. Czegoś co może być potencjalnie pasją życiową. Czyli nie dość że szkoła nie podsuwa całego spektrum możliwości rozwoju, to jeszcze kastruje zdolność do sięgania po niewiadome.

Jeśli szukasz swojej pasji, bardzo polecam książkę Sir Ken Robinsona The Element. Ale uważaj, może zmienić twoje życie.

2 comments: