Siedem lat temu, w przypływie zwątpienia życiowego, poszłam do wróżki po olśnienie. Wcześniej zacierając wszelkie ślady stanu cywilnego, statusu społecznego i takie tam. Pani, w mieszkaniu na Bródnie, wyglądającym jak jaskinia zawodowej wróżki, obejrzała mnie dokładnie i początkowo lekko się uśmiechała. Zwlekała z rozłożeniem kart, aż w końcu powiedziała, że widzi w moich oczach, że mam starą duszę. Mówi: ale po co ty tu właściwie przyszłaś, przecież to co Ci powiem to ty już wiesz. Traktowała mnie trochę jak konkurencję na przeszpiegach.
To co wywróżyła faktycznie się zgadzało, nic mnie też nie zaskoczyło, ale dopiero dzisiaj rozumiem jej słowa. Ostatnio zadawałam sobie dużo pytań, rodziło się dużo wątpliwości i właśnie przed chwilą ogarnął mnie całkowity spokój. W jednej sekundzie wszystko się poukładało, wpadło na swoje miejsce a wątpliwości się rozwiały. Jak w tej zabawce co to kuleczki muszą powpadać do wydrążonych otworów.
Właściwie chcę napisać o tym, że nie warto się biczować w myślach, tylko się posłuchać, życie przynosi różne niespodzianki, a potem i tak wszystko się układa. Można przegadać całe noce z przyjaciółmi, bezcenne swoją drogą, ale najważniejsza rozmowa to ta ze sobą.
Życzę wszystkim aby się otworzyli na siebie, bo potem z lekkim sercem można się otworzyć na innych.