Saturday, July 28, 2012

Taming the holidays

Holiday time is the only moment in which I dream of being an extrovert. In March friends proposed to join them for a month long, summer exotic trip. A trip without a special plan. Direction irrelevant, as long as it was far away and distinct. On the very thought of it I got the chills. To my relief, the proposal blew over. As an introvert travelling doesn’t come easy to me. Let alone traveling solo. It’s connected to the fear of the unknown and lack of a safe azimuth. Going somewhere for the first time makes me feel like a ghost. Not really present in a given place and invisible. Taming the fear takes time. There are a couple of ways people like me can step out of their shell.

Although inside I’m a scared introvert, I consider myself brave after all, and tomorrow I’m going on a two-week solo trip. I’m still not sure why I do this to myself. And it’s not the first time. I comfort myself with the thought that I will be the sole architect of my time. Group travels' typical characteristic is that before someone decides what to do and where to go, half of the people are already dissatisfied.

Fear of the unknown has two faces – the place itself and the getting to know people.

My way of taming the unknown place is simple – long walks, and a book with me – possibly a Kindle, plus a notepad. Books give me shelter when I feel over-stimulated by the surroundings. You can find asylum in them, fire off your creativity. The advantage of being an introvert – not sure if I speak for all – is that we don’t get bored, there are so many things to daydream about.

It is much worst when it comes to meeting new people. Introverts don't like small talk. And how can you start talking with someone without touching upon the trivial weather topics? I look for people with whom I can have a meaningful conversation. At times I like abstraction, but I get tired by it soon. Apparently, there is a way to eliminate the preliminary trifles, it is by carrying a deck of cards. There is always someone that is willing to join a nice game.

So, wish me luck. Words of encouragement are warmly welcome.

Poskramianie wakacji

Czas urlopu to jedyny moment, w którym marzę by być ekstrawertykiem. W marcu, przyjaciele zaproponowali wspólną, miesięczną, egzotyczną podróż, bez specjalnego planu. Kierunek w zasadzie bez znaczenia, byleby było daleko i inaczej. Na samą myśl ciarki mi przeszły. Ku mojej uldze sprawa rozeszła się po kościach. Jako introwertyk podróżowanie nie przychodzi mi łatwo. Wiąże się ono ze strachem przed nieznanym i brakiem bezpiecznego azymutu. Jadąc gdzieś po raz pierwszy czuję się jak duch. Nie do końca obecna w danym miejscu i niewidzialna. Oswajanie zabiera trochę czasu. A co dopiero samotne podróżowanie. Jest jednak kilka sposobów, żeby tacy jak ja wychylili nosa z własnego domu.

Mimo, że w środku jestem zestrachanym introwertykiem, uważam się za osobę odważną i już jutro lecę na dwutygodniowy samotny wyjazd. W dalszym ciągu nie wiem czemu to sobie robię. I to nie po raz pierwszy. Pocieszam się myślą, że będę wyłącznym architektem własnego czasu. Grupowe wyjazdy mają to do siebie, że zanim ktoś podejmie decyzje co robić i dokąd pójść to już połowa jest niezadowolona.

Strach przed nieznanym ma dwie twarze – samo miejsce i poznawanie ludzi.

Mój sposób na oswajanie nieznanego miejsca jest prosty – spacery, a pod ręką książka – ewentualnie Kindle i coś do notowania. Książka daje schronienie gdy czuję przesyt otoczenia. Można na chwilę znaleźć azyl, uruchomić wyobraźnię. Zaletą introwertyków – nie wiem czy wszystkich – jest to, że w zasadzie się nie nudzą, jest tyle rzeczy, o których można pomarzyć.

Znacznie gorzej jest z poznawaniem nowych osób. Introwertycy nie lubią tak zwanego small talku. A jak tu nie zacząć z kimś rozmawiać, bez ślizgania się po banalnych tematach pogodowych? Szukam osób, z którymi można rozmawiać o rzeczach istotnych. Abstrakcję czasem lubię, ale szybko mnie męczy. Ponoć sposobem jest noszenie przy sobie talii kart, zawsze się ktoś znajdzie kto zechce zagrać. Skutecznie eliminując wstępne błahostki.

Zatem życzcie mi powodzenia. Słowa otuchy mile widziane.

Sunday, July 15, 2012

Irresistible temptation of bad habits


Perhaps habits are one of the greatest injustices in the world. Some people mistakenly take them as lack of willpower. Why is it so easy to remember dirty words in a foreign language, and so difficult to learn the language? Why is the forbidden apple most tempting? And why habits are in fact a one way street?
Habits form a neurological cravings, which can actually never be erased from the brain. On the one hand it's reassuring, because as children we can learn many useful behaviors, but on the other hand its quite daunting if you plan on making some changes in later life.
In most cases, habits save our lives. As we walk, we do not have to think about taking steps and finding balance. Everything happens automatically, thanks to the programmed habits. Besides, if he were deliberately to process all that operational information our brain wouldn’t withstand such a load.
But there is a significant imbalance between good and bad habits. The former is difficult to instill, and the latter lingers in a heartbeat. The answer lies in the prize. Bad habits have very attractive prizes.
Trigger - Routine - Award
Each habit comes down to three steps - trigger, routine, reward. Let's take a less obvious example - emails. Work involves the need to concentrate. To achieve the optimum level of concentration 20 minutes is needed. But practically every one of us has indulged in the habit of distraction, resulting in turn from the need to have a brake. The sound of incoming e-mail or SMS is the ideal trigger. Oh, how hard it is to resist the temptation and not read the incoming message immediately. In this case, the trigger is the sound of a text message, reading it is the routine and the need for distraction the reward.
When the habit is deeply rooted, the trigger is equal to the prize, and the feeling of pleasure. Neurological studies have shown that in the initial stage of entering a habit, your brain comes to life twice, with the trigger and then with the reward. When the habit becomes stronger, your brain feels the excitement only once, at the beginning, and already identified the trigger with the reward. At this stage, any changes are very difficult.
Our brain is like a hard disk, even if you erase the content, a good IT expert is able to recover all data. It so happens that when it comes to our habits, each one of us is such a talented computer scientist. Therefore, an alcoholic, even after 20 years of staying clean, has an urge for a glass, he is always one step away from a relapse into the habit.
According to Charles Duhigg, author of The Power of Habit, there is hope. The only way to change a bad habit is to rewrite it with a good one. This does not mean that the bad one will disappear. And it involves a lot of self-discipline. Another good news is that just after one and half month you can get into the good habit. How? Trifle - you have to find out what the prize is and try to change the habit with a different routine, but providing the same award. Yeah, pretty simple ...

Nieodparta pokusa złych nawyków

Być może nawyk to jedna z większych niesprawiedliwości na świecie. Niektórzy mylnie sprowadzają jego znaczenie do braku silnej woli. Dlaczego tak łatwo zapamiętujemy brzydkie słowa w obcym języku, a tak trudno przychodzi nam nauczyć się samego języka? Dlaczego najbardziej kusi zakazane jabłko? I dlaczego przyzwyczajenia to w gruncie rzeczy droga jednokierunkowa?
Nawyki tworzą neurologiczne zachcianki, których właściwie nie da się nigdy z mózgu wymazać. Z jednej strony to pocieszające, bo od małego można się nauczyć wielu pożytecznych zachowań, ale z drugiej dość zniechęcające, jeśli ktoś planuje trochę nad sobą popracować w późniejszym wieku.
W większości przypadków, nawyki ratują nam życie. Idąc, nie musimy się zastanawiać nad wyciąganiem nóg, czy szukaniem równowagi. Wszystko dzieje się automatycznie, dzięki zaprogramowanym przyzwyczajeniom. Zresztą nasz mózg, jeśli miałby świadomie przetwarzać wszystkie czynności, nie wytrzymałby takiego obciążenia.
Jest jednak istotna nierównowaga między dobrymi i złymi nawykami. Te pierwsze trudno się wpajają, natomiast te drugie w mgnieniu oka. Odpowiedzi trzeba szukać w nagrodzie. Złe przyzwyczajenia mają bardzo pociągające nagrody.
Wyzwalacz - Rutyna - Nagroda
Każdy nawyk sprowadza się do trzech etapów - wyzwalacza, rutyny, nagrody. Weźmy mniej oczywisty przykład - maile. Praca wiąże się z koniecznością koncentracji. Aby osiągnąć optymalny poziom koncentracji potrzebujemy 20 minut. Jednak praktycznie każdy z nas wyrobił w sobie nawyk potrzeby rozpraszania uwagi, wynikający z kolei z potrzeby oderwania się. Doskonale temu służą dźwięk przychodzącego maila albo smsa. Oj, jak trudno natychmiast nie przeczytać nadesłanej wiadomości. W tym wypadku wyzwalaczem jest dźwięk smsa, rutyną potrzeba jego przeczytania a nagrodą oderwanie się. 
Gdy nawyk, jest już głęboko zakorzeniony, wyzwalacz równa się nagrodzie, czyli odczuciu przyjemności. Badania neurologiczne pokazały, że w początkowym etapie wchodzenia w nawyk, nasz mózg ożywa dwa razy, przy wyzwalaczu i podczas nagrody. Gdy nawyk przeradza się w nałóg, mózg czuje podniecenie tylko raz, na początku, utożsamia już wyzwalacz z nagrodą. Na tym etapie, wszelkie zmiany są bardzo trudne.
Z naszymi mózgiem jest jak z twardym dyskiem, nawet jak się go całkowicie wyczyści, okazuje się, że dobry informatyk potrafi odzyskać wszystkie dane. Otóż, tak się składa, że jeśli chodzi o nawyki, każdy z nas jest właśnie takim utalentowanym informatykiem. Dlatego alkoholikowi nawet po 20 latach nie picia, nie odchodzi ochota na kieliszek, jest zawsze o jeden krok od powrotu do nałogu.
Według Charlesa Duhigga, autora książki Siła nawyku (The Power of Habit) jest nadzieja. Jedynym sposobem na zły nawyk jest zapisać go dobrym. Co nie znaczy, że ten zły zniknie. No i wiąże się to z dużą ilością samodyscypliny. Kolejna dobra wiadomość jest taka, że już po półtora miesiącu można wyrobić w sobie dobre przyzwyczajenie. Jak? Bagatela - wiedzieć czym jest nagroda i spróbować zmienić nawyk inną rutyną, ale zapewniającą tę samą nagrodę. Taa, łatwizna ...

Tuesday, July 3, 2012

The mirror internet

[Part III]

Although the internet was made for idealistic reasons, today, every click is converted to profit. Internet want to know who you are, what you do and what you want. The aim is to gather as much information as possible and sell it to advertising companies. Let’s say you’re planning a trip to New York this fall. You’re browsing for cheap flights, accommodation and interesting places to visit. Ultimately you don’t buy a ticket, but the information that you were looking is already circulating among advertising companies. Imperceptibly offers to visit the United States appear on your browser.

The algorithm decides what you could potentially be interested in, then bombards the victim with ads urging you to buy. Additionally, it isolates information which it deems not interesting to you. If you’ve never searched in Google anything on Africa, for sure you will not get ads to go to Kilimanjaro. Unless you are a fan of Hemingway, that is.

Personal data protection is at the core of a democratic state. Jet, with impunity, uncontrolled trade of our personal date is the foundation of web networking. There are huge companies like Acxiom, that no one heard of and whose name is even hard to pronounce and remember, which specialize in collecting as much information as possible about us and selling it to interested partners. What does Acxiom know about us? It knows who members of our family are, their names, where they live, whether they use credit cards or have a dog, and if so, what brand of food it gets. According the book by Eli Pariser The Filter Bubble, the list of data on you collected by Acxiom is over 1500.


“Because the filter bubble distorts our perception of what’s important, true, and real, it’s critically important to render it visible” Eli Pariser writes.
The internet instead of opening the world before us is slowly narrowing it down and closing it. We only see the mirror reflection of ourselves. It’s hard to click ‘Like’ next to an article about starvation in Sudan. As the clicks is what counts, heavy and important topics disappear from our sight. Here is another quote:
"Google is great at helping us find what we know we want, but not at finding what we don't know we want."
Moreover, because the trade with all-about-you information is happening behind our backs, the trick is to turn around and reveal the process. It will be like opening not one but many Pandora’s boxes.

[Part I] - click here
[Part II] - click here

Lustereczko, lustereczko .. Ty

[Część III]

Mimo, że Internet powstał z idealistycznych pobudek, dzisiaj każde kliknięcie przeliczane jest na zysk. Firmy internetowe chcą wiedzieć kim jesteśmy, co robimy i czego chcemy. Wszystko po to by zebrane na nasz temat dane sprzedać firmom reklamowym. Dajmy na to, że jesienią planujesz wyjazd do Nowego Jorku. Szukasz najtańszych lotów, hoteli, ciekawych miejsc do zwiedzenia. Nie decydujesz się na kupno biletu, ale informacja o tym, że czego szukałaś/eś już krąży po firmach reklamowych. Niespostrzeżenie na twojej wyszukiwarce pojawiają się atrakcyjne oferty wyjazdowe od Stanów.

Algorytm decyduje, co mogłoby nas potencjalnie zainteresować, po czym bombarduje ofiarę reklamami namawiając do zakupu. Z drugiej strony, izoluje nas od informacji, które uzna, że mogą nas nie zainteresować. Jeśli nigdy w Googlach nie szukałeś/aś niczego o Afryce, na 100% nie zobaczysz reklam wycieczki na Kilimandżaro. No chyba, że jesteś miłośnikiem Hemingwaya.

Ustawy o ochronie danych osobowych do podstawa każdego państwa demokratycznego. Tymczasem bezkarny, niekontrolowany handel naszymi danymi to obecnie podstawa egzystowania sieci. Na rynku działają potężne firmy, takie jak Acxiom, o których nikt nie słyszał i których nazwę nawet ciężko wymówić i zapamiętać. Specjalizują się w zbieraniu o nas jak najwięcej informacji i sprzedawaniu jej zainteresowanym partnerom. Co o nas wie Acxiom? Wie, kim jest są członkowie naszej rodziny, jak się nazywają, gdzie mieszkają, czy używają kart kredytowych, czy posiadają psa, a jeśli tak to jaką karmę dostaje. Według Eli Pariser autora książki Filtrująca Bańka (The Filter Bubble) lista zebranych o nas danych przekracza 1500 pozycji.


"Ponieważ filtrująca bańka zniekształca nasza percepcję tego co ważne, prawdziwe i rzeczywiste, jest niezwykle ważne, aby stała się ona widoczna" pisze Eli Pariser.
Internet zamiast otwierać przed nami świat powoli go zawęża i zamyka. Widzimy tylko lustrzane obicie nas samych. Ciężko kliknąć 'Lubię to' przy artykule o śmierci głodowej w Sudanie. Ponieważ liczą się kliknięcia, tematy ciężkie, ale ważne znikają z naszego pola widzenia. Tu jeszcze jeden cytat:
"Google jest świetny w pomaganiu nam znaleźć to, co wiemy, że chcemy, ale nie by znaleźć tego, czego nie wiemy, że chcemy".
Co więcej, ponieważ handel informacją o nas, dzieje się za naszymi plecami, teraz cała zabawa polega na tym, żeby się odwrócić i ujawnić proces. To jest jak otwarcie nie jednej, a kilka puszek Pandory.

[Część I] - kliknij tutaj
[Część II] - kliknij tutaj