Thursday, May 31, 2012

P.S. - 10 thousand hours to perfection

Modern scholars suspect that Wolfgang Amadeus Mozart suffered from the so-called Tourette's syndrome. A neurological disorder manifested among others with various movement, verbal and mental tics - obsessions, manias, and proneness to jokes. It is an incurable disease showing its first syndromes in early childhood and accompanying the patient for life.

Miloš Forman has magnificently portrayed Mozart in his film Amadeus. The narrator is a composer called Antonio Salieri, envious of Mozart's talent and achievements. It is a story about the life of a great musician seen through the eyes of a man prepossessed by an unhealthy obsession. Mozart was for Salieri a frivolous person, which God undeservedly gave talent to, to whom everything came too easily.

I wonder whether Salieri would still be envious of Mozart if he knew about his condition. The point is that there are plenty of things we don't know about and yet we throw accusations. We so easily judge others.

Mozart, contrary to Salieri's opinion, worked hard for his success. Only after 20 years of intensive composing he began to create masterpieces. At the age of 8 he had already 10 thousand hours of practice! Undoubtedly, Mozart had talent, but mostly his hard work determined his success. And he was an introvert.

I wonder if most of the great achievers and eminent personalities of cultural life, sports and music aren't perhaps introverts. I'm not writing here about business and politics, because I suspect that in these two areas extroverts are a majority.

I wonder, because I just received a reply from Dan McLaughlin, the man who quit his job and decided to devote 10,000 hours of training to become a professional golf player. Answering my question whether he considered himself an introvert or extrovert, Dan replied he was definitely an introvert.

Next time I will write what does introversion and extroversion mean exactly. At the same time dispelling some circulating myths, such as - introverts are shy and antisocial.

More on Dan McLaughlin and the 10 thousand hour rule in my earlier entry - click here

I recommend an interesting book by Andrew Robinson who partially polemics with the 10 thousand hour rule. He describes how geniuses, among others Marie Curie-Skłodowska, came to be, was it just hard work or was talent necessary after all - Sudden Genius - click here

Postscriptum – 10 tys. godzin do perfekcji

Współcześni badacze podejrzewają, że Wolfgang Amadeusz Mozart cierpiał na tzw. zespół Tourette'a, czyli zaburzenia neurologiczne objawiające się m.in. licznymi tikami ruchowymi, werbalnymi, ale też mentalnymi - obsesje, manie, skłonność do dowcipkowania. Jest to choroba nieuleczalna objawiająca się we wczesnym dzieciństwie i towarzysząca choremu całe życie.

Mistrzowsko zobrazował Mozarta Miloš Forman w filmie Amadeusz. Narratorem jest kompozytor Antonio Salieri, przesiąknięty zazdrością o talent i osiągnięcia Mozarta. Jest to opowieść o życiu wielkiego muzyka widzianego oczami człowieka owładniętego niezdrową obsesją na jego punkcie. Mozart dla Salieri'ego to ktoś niepoważny, którego Bóg niezasłużenie obdarzył talentem i któremu wszystko przychodzi zbyt łatwo.

Ciekawe czy gdyby Salieri wiedział o chorobie Mozarta też by mu tak zazdrościł? Chodzi o to, że jest mnóstwo rzeczy, o których nie wiemy a mimo to rzucamy oskarżenia. Tak łatwo przychodzi nam oceniać innych.

Mozart, wbrew opinii Salieri'ego, ciężko pracował na swój sukces. Dopiero po około 20 latach intensywnego komponowania zaczął tworzyć arcydzieła. W wieku 8 lat miał już na koncie 10 tysięcy godzin ćwiczeń! Talent niewątpliwie miał, ale przede wszystkim ciężka praca zaważyła o jego sukcesie. I uwaga, był introwertykiem.

Zastanawiam się czy większość wybitnych osobowości życia kulturalnego, sportowego i muzycznego nie ma przypadkiem skłonności introwertycznych. Nie piszę tu o biznesie czy polityce, bo podejrzewam, że akurat w tych dwóch dziedzinach prym wiodą ekstrawertycy.

Zastanawiam się, bo właśnie dostała odpowiedź od Dana McLaughlina – człowieka, który rzucił pracę i postanowił sprawdzić czy poświęcając 10 tysięcy godzin na trening zostanie profesjonalnym golfistą. Na zadane przeze mnie pytanie czy uważa się za introwertyka czy ekstrawertyka. Odpowiedział, że jest zdecydowanie introwertykiem.

Następnym razem napiszę, czym dokładnie jest introwertyzm i ekstrawertyzm. Jednocześnie obalając kilka obiegowych mitów, typu - introwertycy są nieśmiali i aspołeczni.

Więcej o Danie McLaughlinie i regule 10 tys. godzin do perfekcji we wcześniejszym wpisie – kliknij tutaj

Polecam świetną książkę nieco polemizującą z regułą 10 tys. godzin, opisującą jak geniusze, między innymi Maria Curie-Skłodowską, dochodzili do wielkości, czy sama ciężka praca wystarczyła i czy może czynnikiem był talent - Nagły geniusz (Sudden genius), Andrew Robinson - kliknij tutaj

Sunday, May 27, 2012

Lose 14 kg in two weeks

I wonder how many people fall for such announcements and actually believe that they will lose a kilo per day. More interesting, however, is why, despite the fact that most of us don’t believe this we still have on our shelves, like I do, books such as “French in 30 days” or “20 quick ways to improve memory”. Will shortcuts get you to the goal? All indications say no.

Before April 5, 2010 Dan McLaughlin never played golf. On his 30th birthday he decided to become a professional golfer, one of the 250 taking part in the legendary US PGA Tour. Did someone who hasn’t been training golf since childhood ever achieve this? No. Dan’s Plan – that’s how his website and blog is called – is simple. He needs to spend 10,000 hours on training to achieve the status of a golf superstar. 10,000 hours, with about 30 hours of practice per week is some 6,5 years. Whether Dan meets his goal and joins the elite golfers club we will see in 2016.

Why 10,000 hours? In 1993, Anders Ericsson’s research team published a paper entitled The Role of Deliberate Practice in the Acquisition of Expert Performance which points out that innate talent is not the sole or determining factor for success. Comforting? Maybe a little. An essential factor in reaching the top of your chosen specialization is 10 years of intensive training, which makes about 10,000 hours. The theory was popularized by Malcolm Gladwell in his celebrated book The Outliers. What do The Beatles, Bill Gates and Mozart have in common? Before they achieve success they’ve reached the target of 10 thousand hours of practice.

But suppose you don’t want to be a pro in your category. You only want to learn to play the guitar, a new language, lose weight or just self-improve. Assuming that the effective practice time is one-two hours a day, after a year you should reach an adequate level of expertise. If you want to teach your discipline, you should spend 2,000 hours practicing, that is 5 years.

No wonder we are bombarded with ads like “Closer, quicker and easier” (Żabka shop). Shortcuts sell, hard work not really. Also at school and later at work, we are programmed to make a quick impact, killing creativity and forgetting about true efficiency. Many of us fall into the habit of immediate gratification (I wrote about that last week – click here).

To conclude – although shortcut solutions are attractive, they do not lead us to our goal. All resolutions need time to mature. If saving time and energy is our priority, then shortcuts are really just robbing us of time and energy. Any fraud makes it most likely that something will need repeating or improving.

I wrote Dan McLaughlin an email asking him if he was an introvert or an extrovert. Waiting for the reply. Big plus for his personality, whichever it is. He already announced that once he becomes a professional golfer he will start practicing a new area, devoting 10,000 hours for preparation.

P.S. In Polish there are so many synonyms for scam and so few for practice.

Website and blog of Dan McLaughlin – click here
Anders Ericsson The Role of Deliberate Practice in the Acquisition of Expert Performanceclick here
Malcolm Gladwell The Outliersclick here

Schudnij 14 kilo w dwa tygodnie

Ciekawe ile osób wchodzi na takie ogłoszenia i faktycznie wierzy, że będą chudli kilo dziennie. Ciekawsze jest jednak dlaczego, mimo że większość z nas w to nie wierzy, wciąż mamy na półkach, tak jak ja, książki typu „Francuski w 30 dni” albo „20 szybkich sposobów na poprawę pamięci”. Czy można dojść do celu idąc na skróty? Wszystko wskazuje na to, że nie.

Dan McLaughlin przed 5 kwietnia 2010 roku nigdy nie grał w golfa. W dniu swoich 30. urodzin postanowił zostać profesjonalnym golfistą, jednym z 250 biorących udział w legendarnym amerykańskim PGA Tour. Czy komuś kto od dzieciństwa nie trenował golfa już się to kiedyś udało? Nie. Plan Dana – tak się nazywa strona internetowa i blog, na których opisuje swoje przygotowania – jest prosty, musi poświęcić 10 tysięcy godzin na ćwiczenia, by osiągnąć status super gwiazdy golfa. 10 tys. godzin, licząc ok. 30 godzin ćwiczeń tygodniowo, to jakieś 6,5 roku. Czy Dan dotrwa do celu i czy faktycznie znajdzie się w elicie golfistów przekonamy się w 2016 roku.

Dlaczego akurat 10 tysięcy godzin? W 1993 roku zespół badawczy Andersa Ericssona opublikował pracę zatytułowaną Rola świadomego postępowania w nabywaniu umiejętności eksperckiej, w której dowodzą, że talent nie jest wyłącznym ani decydującym czynnikiem osiągnięcia sukcesu w danej dziedzinie. Pocieszające? Trochę tak. Natomiast, niezbędnym czynnikiem dojścia na szczyt swojej specjalizacji, to 10 lat intensywnego kształcenia, czyli właśnie 10 tysięcy godzin. Teorię tę spopularyzował Malcolm Gladwell w swojej głośnej książce Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu (The Outliers). Co mają ze sobą wspólnego Beatlesi, Bill Gates i Mozart? Zanim osiągnęli sukces mieli na koncie 10 tysięcy godzin ćwiczeń.

No ale załóżmy, że nie chcemy być w kategorii pro, tylko nauczyć się gry na gitarze, nowego języka, schudnąć czy po prostu popracować nad sobą. Zakładając, że efektywnie można spędzić na ćwiczeniu ok. jednej-dwóch godzin dziennie, po roku powinniśmy dojść do jako takiego poziomu. Żeby móc np. uczyć danej dziedziny trzeba spędzić ok. 2 tysięcy godziny praktykując, czyli 5 lat.

Nic dziwnego, że jesteśmy bombardowani reklamami typu „Blisko, szybko i wygodnie” (Żabka). Bo droga na skróty się sprzedaje, a mozolna praca nie. Także szkoła i styl pracy programują nas na szybkie efekty, zabijając kreatywność i zapominając o skuteczności. Wielu z nas wyrobiło w sobie nawyk natychmiastowej gratyfikacji (o którym pisałam w zeszłym tygodniu – kliknij tutaj).

Wniosek jest taki – o ile rozwiązania na skróty są atrakcyjne, nie doprowadzą nas do celu. Każde postanowienie potrzebuje czasu by dojrzeć. Bo skoro najważniejsza jest dla nas oszczędność czasu i energii to idąc na skrót tak naprawdę właśnie okradamy się z czasu i energii. Przewrotnie, każde oszustwo, powoduje, że najprawdopodobniej coś trzeba powtórzyć albo poprawić.

Napisałam maila do Dana McLaughlina pytając go czy jest introwertykiem czy ekstrawertykiem. Czekam na odpowiedź. Wielki plus dla jego osobowości. Już zaanonsował, że jak zostanie profesjonalnym golfistą, przerzuci się na inną dziedzinę i oczywiście poświęci jej 10 tysięcy godzin przygotowań.

P.S. W języku polskim jest masę synonimów na oszustwo – cwaniactwo, geszeft, machlojka, szwindel, szachrajstwo, hochsztaplerka – a tak mało synonimów na ćwiczenie – praktyka, próba, trening …

Strona internetowa i blog Dana McLaughlin – kliknij tutaj
Anders Ericsson Rola świadomego postępowania w nabywaniu umiejętności eksperckiejkliknij tutaj
Malcolm Gladwell Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesukliknij tutaj

Saturday, May 26, 2012

Znajomość sąsiadów wydłuża życie

Wstyd przyznać, ale nie znam swoich sąsiadów. Od paru lat wynajmuję mieszkanie w trzypiętrowej kamiennicy, gdzie jest sześć lokali. W tym dwa puste. I teraz najgorsze. Gdyby moich bezpośrednich sąsiadów ustawiono z ósemką obcych ludzi, nie miałabym pojęcia, którzy to moi sąsiedzi.

Nie ma wymówek. Mimo różnic kulturowo-językowych jakoś byśmy się dogadali.

Niedawno podczas kolacji u znajomych, ktoś stwierdził, że sąsiedzkie przyjaźnie z czasów PRL były oportunistyczne. Że przychodziło się zazwyczaj coś pożyczyć, bo zabrakło. Trochę w tym prawdy, ale dzięki temu nawiązywały się relacje, które tak naprawdę cementowały demokratyczne społeczeństwo. Niewinne zapytanie o pół szklanki mąki mogło się skończyć całonocnym maratonem brydżowym. Tamte czasy zbliżały ludzi, stąd tak silny sentyment u obecnych 40-latków, tęsknota nie za systemem - w którym byli za młodzi, by uczestniczyć - ale za relacjami międzyludzkimi.

Co ciekawe, prowadzący badania nad stosunkami międzysąsiedzkimi w USA Robert Putnam z Uniwersytetu Harvard i w Polsce prof. Maria Lewicka z Uniwersytetu Warszawskiego, doszli do tych samych wniosków. Postęp cywilizacyjny pogorszył stosunki międzysąsiedzkie. Czyli to nie kwestia tego, że za PRL ludzie byli sobie bliżsi, tylko generalnie, 30-40 lat temu panowała inna kultura relacji między ludźmi. Niezależnie od tego czy mieszkało się w demokratycznych Stanach czy komunistycznej Polsce. Wolny czas równał się rodzina lub sąsiedzi.

Dzisiaj nad wszystko ceni się niezależność. Króluje nieufność i samoizolacja - patrz grodzone osiedla. Sklep na każdym rogu, więc i pretekstów do odwiedzania sąsiadów mniej. Wobec tego, trzeba szukać innych sposobów poznawania tych 'najbliższych', wkładając w to trochę wysiłku, bo jak się okazuje korzyści są niemałe.

Jednym sposobem na animację życia sąsiedzkiego stały się portale społecznościowe, takie jak http://www.inicjatywysasiedzkie.pl/ czy http://www.jakleci.pl/. Jakkolwiek mielibyśmy się zbliżyć do naszych sąsiadów warto. Badania Putnama wykazały, że ludzie utrzymujący relacje z sąsiadami żyją dłużej a dzieci lepiej się uczą.

Nie wiadomo czy ekstrawertycy żyją dłużej, ale jeśli chodzi o nawiązywanie kontaktów, niewątpliwie są sprawniejsi od introwertyków. Z kolei introwertycy lepiej pielęgnują przyjaźń. Wniosek jest jeden - budując trwałe relacje międzysąsiedzkie potrzebujemy się nawzajem.

P.S. Agencje detektywistyczne radzą by nawiązać dobre relacje z sąsiadami, bo w razie włamania to oni pierwsi zauważają, że coś się dzieje. Ot i to jest oportunizm.

Więcej o badaniach Roberta Putnama - kliknij tutaj

Więcej o prof. Marii Lewickiej - kliknij tutaj

Wednesday, May 23, 2012

Want to live longer? Get to know your neighbours

Shame to admit it but I don't know my neighbours. For several years now I am renting an apartment in a three-story house, with only four tenants. Here comes the worst part. If my immediate neighbours were set in a line with eight strangers, I wouldn't know which my neighbours are.

There are no excuses. Despite cultural and linguistic differences we would find a way to communicate.

Recently during dinner with friends, someone said that neighbour-friendships of the communist era were opportunistic. That usually neighbours came to each other to borrow things. True in some ways, but thanks to that it created a relationship that cemented the democratic society. An innocent inquiry for a half-cup of flour could end up as an all-night bridge marathon. Those times made people more approachable, hence the strong sentiment in the current 40-year-olds, not longing for the system - in which they were too young to participate - but for the quality of relationships.

Interestingly, research on social relations conducted in the US by Robert Putnam of Harvard University and in Poland by Maria Lewicka form the University of Warsaw, come to the same conclusion. The progress of civilization deteriorated social and neighbour relations. So it's not that in the communist times people were closer, but generally, 30-40 years ago there was a different culture of human relations. No matter whether you lived in a democratic United States or communist Poland. Free time equalled family and neighbour time.

Today independents is valued above all else. Distrust and self-isolation dominate - see closed estates. Shops are on every corner, so there are fewer excuses to visit neighbours. Therefore, we must look for other ways to connect with those that are 'nearest' to us, putting in a bit of effort, because, as it turns out, the benefits are quite substantial.

One way to animate neighbourhood life is through social media, such as http://www.inicjatywasadziedzkie.pl/ or http://www.jakleci.pl/ (in Poland). Whichever way, knowing your neighbours better is worth it. Putnam's research shows that people maintaining relationships with their neighbours live longer and their kids do better at school.

We don't know whether extroverts live longer, but when it comes to networking, they are undoubtedly more effective than introverts. On the other hand, introverts are better at cultivating friendships. The conclusion is simple - building lasting relationships with neighbours requires both kinds of people.

P.S. Detective agencies recommend establishing good relations with neighbours, because if someone tries to brake in they will be the first to know. This is what I call opportunism.

More about Robert Putnam's research - click here

More about Professor Maria Lewicka - click here

Tuesday, May 22, 2012

Trudna sztuka kończenia

Mój brat jest artystą, przedsiębiorcą i ekstrawertykiem. Żyje ze swojego talentu, projektuje, tworzy i sprzedaje. Bywa jednak, że w połowie projektu przeżywa chwile kryzysu i najchętniej rzuciłby wszystko w kąt i zaczął coś nowego. Tak było z pewną rzeźbą, którą zaczął na balkonie w 1997 roku. Do dzisiaj stroi niedokończona. Co więcej stoi jak ołtarzyk w samym środku mieszkania.

Każdy ma na koncie jakąś ‘rzeźbę’, albo dwie.

Niestety sęk w tym, że wszyscy w połowie każdego projektu chcą go cisnąć w kąt. Wszytko za sprawą wewnętrznego 'oporu'. To on zabiera nam poczucie dumy i spełnienia, jakie się wiąże z dokończeniem projektu. Ten wewnętrzny egoistyczny ‘opór' potrafi obrzydzić rzeźbę w pół ukończoną i wmówić, że nic z tego nie będzie. Opór żywi się naszym zwątpieniem, strachem i wskakuje do akcji. Znajduje tysiące innych rzeczy, którymi może nas zająć.

To nie znudzenie tematem, czy słaba wola, tylko opór i strach, nas powstrzymują. W ten sposób chronimy się przed samooceną czy krytyką osób trzecich. Bo przecież jak nic z siebie nie damy, to nie ma, czego krytykować.

Książka Stevena Pressfielda Wojna Sztuki (The War of Art), genialna nie jest, ale sam autor przyznaje, że tworzy dla siebie i nie przejmuje się krytyką. W każdym razie, przedstawia ciekawą teorię na temat oporu i strachu, jaki mamy wobec robienia czegokolwiek, a już kończenia w szczególności. Jako były żołnierz Marines, kwalifikuje 'opór', jako wroga numer jeden. Celem oporu jest zabić ... inicjatywę. Jedynym sposobem na wroga, to go rozpoznać i zacząć pracować, systematycznie. Oporu nie da się całkowicie zlikwidować, właśnie o to chodzi, że jest częścią nas.

Introwertykom jest z tym trochę łatwiej. Badania wykazały, że introwertykom łatwiej odwlekać gratyfikację, czyli np. przerwę na kawkę, niż ekstrawertykom. Trudniej się zniechęcamy, dłużej pozostajemy skoncentrowani. Nasz sposób jest prosty, ale skuteczny. Chcesz coś napisać? Siądź i zacznij pisać. Chcesz coś namalować? Wyciągnij sprzęt i maluj. Chcesz skończyć książkę? Wiesz jak to dalej leci.

Wracając do rzeźby. Cieszę się, że brat się nie poddał. Codziennie staje oko w oko z rzeźbą i coś poprawia. Kiedyś ją skończy.

Obiecałam sobie, że jeszcze dzisiaj skończę ten wpis. Świetne uczucie.

Spróbuj dokończyć swoją rzeźbę.

Więcej o książce The War of Art - kliknij tutaj

Polecam ciekawy blog o artystycznej kreatywności - kliknij tutaj

Zapraszam do komentowania

The hard art of ending

My brother is an artist, entrepreneur and an extrovert. He makes a living thanks to his talent, designs, creates and sells. Sometimes, however, in the middle of a project he experiences a moment of crisis and feels like throwing everything away and starting something new. This was what happened with one sculpture he started on the balcony in 1997. To this day it stands unfinished. Moreover, it stands in the middle of his apartment, like an altar.

Everyone has experienced his/her 'sculpture' moment, or two.

Unfortunately the problem is that everyone in the middle of any project feels like shoving it into the bin. And everything due to an internal 'resistance', which deprives us of the sense of pride and fulfilment associated with completing a project. This internal selfish 'resistance' will make a half finished sculpture look disgusting to us and make us believe that it isn't worth a broken dime. Resistance feeds on our self-doubt and fear and jumps to action. Finds thousand of other things that we could do.

Its not that we are bored of lack strong will. It's the resistance and fear that hold us back. It's our way of protecting ourselves from self-evaluation or criticism from others. After all, if we don't do anything, there's nothing to criticize.

Steven Pressfield's book The War of Art is not brilliant, but the author himself admits that he creates for himself and doesn't care about criticism. In any case, he presents and interesting theory about resistance and how we're afraid to do anything and finish in particular. As a former Marine, Pressfield qualifies 'resistance' as the enemy number one. Its aim is to kill ... our initiative. The only way around the enemy is by recognizing it and beginning to work systematically. Resistance can't be entirely eliminated, the thing is, that it is part of us.

For introverts it is a little bit easier. Studies have shown that for introverts postponing gratification comes easier that to extroverts, e.g. going for a coffee break. We don't get discouraged easily, we remain focused for longer. Our way is simple, but effective. Do you want to write something? Sit down and start typing. Do you want to paint something? Pull out the brushes and paint. Do you want to finish reading a book? You know how it goes.

Going back to the sculpture. I'm glad my brother did not give up. Every day he comes face to face with it and makes an improvement. One day he'll finish it.

I promised myself I will finish this post today. And it feels great.

Try finishing your 'sculpture'.

More about the book The War of Art - click here

I recommend an interesting blog about artistic creativity - click here

Looking forward to reading and replying to your comments.

Friday, May 18, 2012

Why did JP Morgan loss $ 2 billion in a couple of weeks?

The iPhone alarm clock rings around 6 am. Its charging out of reach, not to press the ‘snooze’ button. The broker gets up, puts on his tracksuit and sneakers and goes jogging in the nearby park. Then showers, has coffee, toast and heads for the City. In the subway goes through the must-read Wall Street Journal and Financial Times. In the office he fires the computer, three screens with the latest indexes light up. A quick glance and he already knows what’s happening. The stock exchange opens, hundreds of phone call and quick decisions. Put simply, this is what a typical London City trader’s day looks. Probably this is how Bruno Iksil’s, the so-called London whale, days looked like. The man, who, by all appearances, is responsible for the two billion dollar loss at JP Morgan bank.

A trader works under considerable pressure. His work requires intuition and analytical thinking. And all must be done here and now.

It is a profession for both introverts and extroverts. However, there are two significant differences between the two types. One is that after work, the introvert prefers to go home and skip the business diner and drinks. And two … he wouldn’t squander two billion dollars.

Numerous studies, including neurological ones, conducted on traders show that extroverts make decisions based on the desire of immediate gratification. Responsible for this is the amygdala, the so-called old, emotional part of the brain. By investing huge amounts of money, the desire to earn even bigger amounts is so powerful that traders-extroverts block the warning signals coming from, let’s call it, the rational part of the brain. The promise of reward is so overpowering that instead of slowing down and evading potential danger, the trader-extrovert speeds up.

And does he speed up. Bruno Iksil lost an average of 50 million dollars a day. Every day for six weeks. A small passenger aircraft is worth 50 million dollars.

Compulsive gambler’s brain works in a similar way.

But there is hope. The extrovert-trader has to first realize that he has this tendency of speeding up where he should slow down and then learn to stop and analyze the situation. These same studies show that he must adapt a habit of ‘stopping’. Just as introverts do. When the situation becomes dangerous introverts-traders slow down and back away.

I recommend a book explaining how brokers think – Inside the Investor’s Brain by Richard L. Peterson. You can read it at this link – click here

I will refer to one quote from this book “Successful traders are usually emotionally stable introverts”.

Warren Buffett and George Soros are undoubtedly two of the best investors in the world. Guess what personally type they are.

If you have any comments or recommendations please feel free to leave them below, I will be happy to reply to them.


Dlaczego JP Morgan w ciągu kilku tygodni stracił $ 2 mld?

Budzik w iPhonie dzwoni około 6 rano. Ładuje się z dala, poza zasięgiem, żeby czasem nie włączyć ‘drzemki’. Makler wstaje, zakłada dresy i tenisówki, idzie pobiegać w pobliskim parku. Potem prysznic, kawa, tosty i pociągiem jedzie do City. W metrze obowiązkowa lektura Wall Street Journal i Financial Times. W biurze odpala komputer, trzy ekrany z najnowszymi indeksami rozświetlają się. Szybkie spojrzenie i już wie co się dzieje. Otwarcie giełdy, setki telefonów i szybkie decyzje. Tak w dużym uproszczeniu wygląda dzień handlowca londyńskiego City. Tak też pewnie wyglądały dni Bruno Iksila, zwanego londyńskim wielorybem. Człowieka, który, wszystko na to wskazuje, odpowiada za dwumiliardową stratę banku JP Morgan.

Praca handlowca odbywa się pod dużą presją. Wymaga intuicji i analitycznego myślenia. A wszystko na tu i teraz.

Jest to zawód zarówno dla introwertyków, jak i ekstrawertyków. Są jednak dwie zasadnicze różnice między dwoma typami. Pierwsza jest taka, że introwertyk po pracy wróci do domu zamiast iść na służbową kolację i drinki z zespołem, a druga … nie wtopi dwóch miliardów dolarów.

Liczne badania, m.in. neurologiczne, przeprowadzone na handlowcach, dowodzą, że ekstrawertycy podejmując decyzje kierują się chęcią natychmiastowej nagrody. Odpowiada za to ciało migdałowate, tzw. stara, emocjonalna część mózgu. Obracając dużą ilością pieniędzy, chęć zarobienia jeszcze większych pieniędzy jest tak silna, że handlowiec-ekstrawertyk nie słyszy sygnałów ostrzegawczych płynących z, nazwijmy to, racjonalnej części mózgu. Obietnica nagrody jest tak obezwładniająca, że zamiast zwalniać w momentach potencjalnego zagrożenia, handlowiec-ekstrawertyk przyspiesza.

I to jak przyspiesza. Bruno Iksil tracił średnio 50 milionów dolarów dziennie. Codziennie, przez sześć tygodni. 50 milionów dolarów to równowartość małego samolotu pasażerskiego.

Podobnie działa mózg nałogowego hazardzisty.

Jest jednak nadzieja, wystarczy że handlowiec-ekstrawertyk uświadomi sobie, że ma skłonność do przyspieszania tam gdzie powinien zwolnić i zatrzyma się, by przeanalizować sytuację. Te same badania dowodzą, że musi wyrobić w sobie nawyk ‘stopowania’. Taki jaki mają introwertycy. Gdy sytuacja zaczyna być groźna, handlowiec-introwertyk zwalnia i wycofuje się.

Polecam książkę opisującą pracę mózgu handlowców – Inside the Investor’s Brain, Richarda L. Petersona. Można ją przeczytać pod tym linkiem – kliknij tutaj

Przytoczę jeden cytat z tej książki: „Odnoszący sukces handlowcy są zazwyczaj emocjonalnie stabilnymi introwertykami”.

Warren Buffett i George Soros to dwaj niewątpliwie najlepsi inwestorzy na świecie. Zgadnij jaki mają typ osobowości.

Jeśli masz komentarz albo rekomendację zapraszam do zostawiania wpisów ponizej, chętnie się do nich odniosę.

Wednesday, May 16, 2012

Regret what (EN)

Why didn't I try? Mieczysław was thinking lying motionlessly on his bed, staring at the ceiling. He had beautiful eyes, noble features. He retained his youthful appearance despite his 86 years of age. He was angry with himself for missing a chance. His eyes filled with tears.

That was one of the last moments that my grandfather talked frankly with me. Dementia later took over his mind, and although still alive, took him away from me.

Just like in the extraordinary book by Bronnie Ware The Top Five Regrets of the Dying, my grandpa wanted to let me know what made him proud, but also what he regretted most. He essentially had no regrets about the things he did, but for what he didn't do. That he didn't manage to carry out even one of his dreams - education, horseback riding, writing. That he fell into habits that hampered him and he was either too afraid or too indolent to free himself from them. My grandfather was a full-fledged extrovert. He was the life and soul of Warsaw. And yet he had pity.

Fear of change and the liberation from daily routine is not only the specialization of introverted characters. Everyone has habits that paralyze them. They stick in jobs that don't give them joy or meaning. Postpone important life decision, for example, to move or have kids. Or even try, but in such a way, so that it doesn't work out.

As Bronnie Ware writes, we need to look for happiness here and now, not when I get this or do that. Later is too late. In other words - Do something.



You can view Bronnie Ware's book on Amazon.com - click here


I recommend an interesting exercise by Marshall Goldsmith, one of the world's best leadership coaches, which helps answer the question of what is important in life. It’s a useful exercise for both professional and private life. It starts with the words: Imagine you are 95 years old ... - click here

(Ni)czego żałować (PL)


Dlaczego nie spróbowałem? Zastanawiał się pan Mieczysław leżąc nieruchomo na swoim łóżku, wbijając wzrok w sufit. Miał piękne oczy, szlachetne rysy. Zachował swój młodzieńczy wygląd mimo 86 lat. Był na siebie zły, że nie wykorzystał szansy. Oczy zaszły mu łzami.

To był jeden z ostatnich momentów, kiedy dziadek szczerze ze mną rozmawiał. Później demencja przejęła jego umysł i jeszcze za życia zabrała mi dziadka.

Podobnie jak w niezwykłej książce Bronnie Ware The Top Five Regrets of the Dying (Pięć rzeczy, których żałują osoby umierające) dziadek chciał mi powiedzieć, co za życia napawało go dumą, ale też, czego najbardziej żałował. I w zasadzie nie miał żalu o to, co zrobił, tylko o to, czego nie zrobił. Że nie zrealizował, chociażby jednego marzenia - edukacja, jazda konna, pisarstwo. Że popadł w nawyki, które go krępowały i z których albo się bał uwolnić albo, od których z czystego wygodnictwa nie chciał się odciąć. Był ekstrawertykiem pełną gębą. Dusza warszawskiego towarzystwa, w kółko golone. A jednak miał żal.

Strach przed zmianą i uwolnieniem się od rutyny nie jest tylko specjalnością osób o usposobieniu introwertycznym. Każdy ma nawyki, które go paraliżują. Ludzie tkwią w pracy, która nie sprawia im radości, która nie daje poczucia sensu. Odkładają na później ważne życiowo decyzje na przykład o przeprowadzce czy potomstwie. Albo próbują, ale tak nie do końca, żeby czasem nie wyszło.

Tak jak pisze Bronnie Ware, szczęścia trzeba szukać tu i teraz, a nie jak osiągnie się to, czy będzie się miało tamto. Później jest za późno. Jednym słowem - Do something.

Książkę Bronnie Ware można przeczytać na Amazon.com - kliknij tutaj

Polecam ciekawe ćwiczenie Marshalla Goldsmitha, jednego z najlepszych trenerów przywódców na świecie, pozwalające odpowiedzieć na pytanie, co jest w życiu ważne. Przydaje się w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Zaczyna się od słów: Wyobraź sobie, że masz 95 lat ... - kliknij tutaj

Monday, May 14, 2012

Shut that window, please (EN)

Outside the sun was shining, it was shining for a week now, which in itself was quite amazing for Brussels, where the average annual sunshine index amounts to four hours daily – 1506 hours per year. In any case, the sun was shining, and we were sitting in a stuffy, and filled room taking part in a training. The room was air-conditioned, but some wise guy said it would be better if we get some air in. There was no objection. The roar of the street, and the hot air practically drained the energy out of us. But no one squeaked a word. Not surprisingly, this was the start of a two day training in assertiveness.

It just so happened, that there where practically only introverts in the room. Just as I did, most of us, assumed that sooner or later someone had to notice that closed windows will be more convenient for all. Finally, the trainer took pity and shut the windows.

I am recalling the situation, because it perfectly captures the way introverts think and act – in that order. None of us said a word, since we were analyzing how will the rest of us feel about closing the windows. Not collectively or as a majority, but merely as individuals. Ha. This is the way we are. Except that in the meantime, almost half of us cooked to death and the other half almost fell asleep.

Hence the blog’s title Do something. This is to mobilize myself to start writing about things important to me and hopefully interesting to others. Mobilization to take matters in my own hands and show other introverts that it's possible without jeopardizing our privacy zone. And finally, to show extraverts how much they can learn from us … if they only allow us to speak.

Shut that window, please (PL)



Za oknem świeciło słońce, od tygodnia świeciło, co już samo w sobie było niezłym wydarzeniem jak na Brukselę, gdzie rocznie przypada średnio 4 godziny słońca dziennie – 1506 godzin rocznie. W każdym razie, za oknem świeciło słońce, a my siedzieliśmy w dusznej i przepełnionej sali biorąc udział w szkoleniu. Sala była klimatyzowana, ale ktoś mądry stwierdził, że lepiej będzie jak trochę przewietrzymy. Nie było sprzeciwu. Huk uliczny i na dokładkę upalne powietrze właściwie wyssało z większości nas energię. Ale nikt słowa nie pisnął. Nic dziwnego, to był początek dwudniowego szkolenia z asertywności.

Tak się złożyło, że w sali byli prawie sami introwertycy. Podobnie jak ja wychodzili z założenia, że prędzej czy później ktoś musi zauważyć, że przy zamkniętych oknach będzie nam wygodniej. Zlitowała się prowadząca szkolenie trenerka.

Przywołuję tę sytuację, bo doskonale oddaje sposób myślenia i działania – w tej kolejności – introwertyka. Nikt z nas się nie odezwał, bo przez cały czas analizował, jak wobec propozycji zamknięcia okna zareagują pozostali, jak będą się czuć, nie jako kolektyw czy większość, tylko każdy z osobna. Ha. Tacy jesteśmy. Tyle że w międzyczasie połowa prawie się ugotowała a druga połowa prawie zasnęła.

Stąd tytuł bloga Do something. To mobilizacja dla mnie, żeby zacząć pisać o sprawach dla mnie istotnych i mam nadzieję dla innych ciekawych. Mobilizacja, by brać sprawy w swoje ręce i pokazać innym introwertykom, że jest to możliwe bez burzenia naszej strefy prywatności. I ostatecznie – pokazanie ekstrawertykom, jak wiele mogą się od nas nauczyć … jeśli tylko pozwolą nam dojść do słowa.